Autor publikacji bestialsko pastwi się nad muzyką disco polo. Upokarzanie ofiary sprawia napastnikowi wyraźną satysfakcję. Sroczyński, w szaleńczym amoku i niemal psychopatycznym obłędzie, wymierza kolejne ogłuszające ciosy. Naturalnie nie zamierz...
Autor publikacji bestialsko pastwi się nad muzyką disco polo. Upokarzanie ofiary sprawia napastnikowi wyraźną satysfakcję. Sroczyński, w szaleńczym amoku i niemal psychopatycznym obłędzie, wymierza kolejne ogłuszające ciosy. Naturalnie nie zamierzam przyklaskiwać tej dzikiej obsesji i spieszę z wylaniem kubła zimnej wody na głowę oprawcy.
27 lutego wszedł do kin film „Disco Polo”. Gatunek muzyczny, lekceważony wcześniej przez show-biznes, zaczyna podbijać salony. Sroczyński nie potrafi zaakceptować zaistniałych okoliczności. Bije się z myślami, prywatną gorycz wylewa na odbiorcę. Jedno trzeba mu przyznać. Wzruszyła mnie jego biografia człowieka zgnębionego upiornymi dźwiękami zakorzenionych w polskiej mentalności przyśpiewek. Makabra!
Sroczyński pisze, że jest zwolennikiem hipokryzji. Na jego miejscu zająłbym podobne stanowisko. Udział w niepodważalnie szlachetnej misji „Gazety Wyborczej” nie stanowi powodu do przechwałek. Ma chłop absolutną rację, że się z tym nie obnosi. A to by go gdzieś palcem wytykali, że narodowy bohater albo – nie daj Boże – zaproponowali transfer do niezależnych mediów. Po co przyciągać kłopoty na własne życzenie?
Szyderca dużego formatu (tak jest, tym razem nie chodzi o tytuł prasowy) wykazuje się druzgocącym nieprofesjonalizmem i pobieżną znajomością tematyki. Sroczyński określa lidera zespołu Boys autorem tekstu ,,Szalonej”. Nie trzeba być koneserem disco polo, żeby wiedzieć, że twórcą oryginalnych słów i muzyki jest Janusz Konopla (Mirage). Jakby tego było mało, autor publikacji odsyła Marcina Millera do polonistki z podstawówki. Belferska pomoc tak naprawdę przydałaby się Sroczyńskiemu, który nie wie, kto odpowiada za powstanie jednego z największych przebojów muzyki disco polo. Na tym nie koniec. Repertuar zespołu Bayer Full zadziorny żurnalista ma opanowany w bardzo ubogim stopniu. Jego zdaniem legendarna grupa wylansowała jak do tej pory zaledwie jeden, grający na najniższych ludzkich instynktach szlagier ,,Majteczki w kropeczki”. Szkoda, że redaktor Sroczyński nie bierze pod lupę takich utworów zespołu jak „Moja muzyka”, czy „Nie można żyć bez miłości”, przewyższających poziomem artystycznym kompozycje lansowanych usilnie przez czołowe media dzisiejszych pseudogwiazd polskiej sceny. Nie ma nawet słowa na temat chińskiego fenomenu Sławka Świerzyńskiego i Bayer Full. 67 milionów płyt sprzedanych w Chinach? Totalne nieporozumienie. Prawdziwi patrioci powinni zachwycać się Oscarem dla „Idy”. Tylko tędy droga!
Przedstawiciele disco polo nie mają nic przeciwko twórcom tzw. kultury wyższej. W tym miejscu rodzi się zasadnicza wątpliwość. Dlaczego to nie działa w drugą stronę? Czy tak trudno obalić zbyteczny podział na muzykę lepszą i muzykę gorszą? Co stoi na przeszkodzie? Jeżeli zarzuca się disco polo brak przekazu, to trzeba pamiętać, że główną ideą tej muzyki jest niesienie zabawy, rozrywki, witalizmu. Ale, że geniusz tkwi w prostocie, to nieskomplikowaną warstwę słowną tanecznych piosenek często wypełnia mądre przesłanie, którego Sroczyński nie widzi. Przykładowo Marcin Siegieńczuk śpiewa: młodość przeminie, urok, pryśnie czar na Twojej twarzy, […] głęboko w sercu ukryta miłość jest, nie przegap w życiu chwili, aby ją odnaleźć. Genialna przestroga przed tym, by nie zmarnować życia, opakowana w wartki, nieprzekombinowany język.
Ci, którzy nie mieli przed oczami „wybitnej” twórczości Sroczyńskiego na temat disco polo, powinni kliknąć w link poniżej. Nie pierwszy to i nie ostatni przypadek, gdy taneczna muzyka spotyka się z bezceremonialną chłostą tych, którzy pozjadali wszystkie rozumy. Cóż, krytycy szczekają, karawana jedzie dalej…
Disco polo. Nie upiększajmy tej szmiry [SROCZYŃSKI]
Źródło zdjęcia: Facebook