Mirosław Trzciński, lider Milano, odpowiada na zarzuty krytyków. Mocne słowa o sytuacji prawnej zespołu disco polo. „Zapraszam do sądu!”
Zespół Milano od lat budzi emocje wśród fanów i obserwatorów sceny disco polo. Chociaż jego historia sięga lat 90., to kontrowersje związane z liderami i członkami grupy nieustannie przyciągają uwagę. W ostatnich godzinach Mirosław Trzciński, obecny lider zespołu, podzielił się publicznie stanowiskiem, które wywołało burzliwą dyskusję w mediach społecznościowych. Co dokładnie powiedział? Tego dowiesz się w dalszej części artykułu.
Grupa Milano to niekwestionowana ikona polskiej muzyki tanecznej. Założona w 1993 roku przez braci Andrzeja i Bogdana Borowskich oraz Tomasza Sidoruka, szybko zyskała ogromną popularność. Już pierwsze hity, takie jak „Bara Bara” czy „Jasnowłosa”, podbiły serca słuchaczy, stając się klasykami gatunku.
Przez lata działalności zespół przeszedł wiele zmian personalnych, a także zawiesił działalność w 2000 roku. W 2009 roku Milano powróciło w nowym składzie, by kontynuować swoją muzyczną misję. W 2014 roku do grupy dołączył Mirosław Trzciński, który objął funkcję lidera. Od tego momentu zespół wylansował nowe przeboje, takie jak „Serce to nie sługa” czy „Już za późno”, udowadniając, że jego historia wciąż się pisze.
Nie wszyscy fani zaakceptowali zmiany w składzie zespołu po 2014 roku. Wielu z nich kwestionuje autentyczność obecnego lidera, zarzucając mu brak związku z oryginalnym składem Milano. Mirosław Trzciński, zmęczony oskarżeniami, postanowił publicznie odpowiedzieć na krytykę, publikując mocny i bezkompromisowy wpis.
„Jeśli ktoś ma inną wersję, to zapraszam do sądu” – napisał Trzciński w odpowiedzi na zarzuty dotyczące legalności przejęcia nazwy i praw do zespołu. Lider zaznaczył, że wszystkie dokumenty są zgodne z prawem, a decyzje o sprzedaży nazwy i praw autorskich zapadły jeszcze w 1999 roku podpisane według dokumentów m.in. przez Bogdana Borowskiego. Dodał również, że osoby, które podpisywały umowy, miały pełną świadomość swoich działań.
Trzciński w swoim oświadczeniu porównał zespół do domu, który został sprzedany nowemu właścicielowi: „Jak się czegoś nie rozumie, trzeba korzystać z porad prawników” – podkreślił, przypominając, że decyzje o sprzedaży praw autorskich i nazwy zapadły wiele lat temu. Jak dodał, jako lider grupy nie zaangażowałby się w projekt, gdyby sytuacja prawna była niejasna.
Jego wypowiedź poruszyła również kwestię etyki i odpowiedzialności w branży muzycznej: „Bank też darmo kredytu nie daje. Albo akceptujesz warunki umowy, albo nie” – zaznaczył, odnosząc się do osób, które obecnie krytykują działania zespołu, mimo że wcześniej same korzystały z przyjętych zasad.
Pod przewodnictwem Mirosława Trzcińskiego Milano konsekwentnie wydaje nowe utwory, które zdobywają popularność na polskiej scenie disco polo. Piosenki takie jak „Kochana moja” czy „Serce to nie sługa” dowodzą, że zespół potrafi łączyć tradycję z nowoczesnością, przyciągając kolejne pokolenia fanów.
Choć kontrowersje związane z przeszłością i składem grupy wciąż budzą emocje, to Mirosław Trzciński pokazuje, że Milano to nie tylko historia, ale także przyszłość polskiej muzyki tanecznej. Czy obecny lider zdoła przekonać sceptyków i obronić swoją wizję zespołu? Czas pokaże, ale jedno jest pewne – Milano wciąż pozostaje na ustach fanów i krytyków.
Pełne oświadczenie Mirka Trzcińskiego!
Miałem tego nie robić, jednak chce by krzykacze, którzy w prywatnych wiadomościach lub publicznych postach ubliżają, często nie mając świadomość prawnej, a w niektórych zdaniach nawet nawołują do agresji, wiedzieli, że jak sprzedało się "dom", to ma on nowego właściciela. Trzeba czytać, co się podpisuje. Jak się czegoś nie rozumie, bo każdy ma do tego prawo, to korzysta się z porad prawników. Ten "dom" został sprzedany 1999 roku. Jeśli sytuacja prawna zespołu byłaby niejasna, to nigdy bym się w to nie zaangażował. I wszystkie inne utwory w podobny sposób zostały nabyte. Jest podpis orginalny. Jeśli ktoś chce niech go kwestionuje. Ujawniamy inne dokumenty jeśli będzie to konieczne. Wstyd by tak kłamać własnych fanów. Jeśli ma ten ktoś inną wersję to zapraszam do Sądu. Jak można za swoje błędy życiowe obarczać innych ludzi i jeszcze szczuć. Jak ten ktoś podpisywał dokumenty to ja bawiłem się w piaskownicy. Można był iść własną drogą! Zapłacić za produkcję teledysków. Kto kazał podpisywać? Można było działać na własną rękę! Wydawnictwo to nie fabryka spełniania marzeń. Bank też darmo kredytu nie daje !! Albo akceptujesz warunki umowy, albo Nie!