popłakałem się –wspomina Marcin Miller, lider zespołu Boys. Cały amfiteatr wstał i zaśpiewał artyście „Sto lat”– Coś takiego chciałbym jeszcze przeżyć
Zazwyczaj nie obchodzę urodzin. Nie lubię robić wokół siebie zamieszania – mówi „Na żywo” Marcin Miller. Dlatego lider grupy Boys planował spędzić swoją pięćdziesiątkę tak, jak każdy dzień w ostatnim czasie – w domu, w towarzystwie żony Ani.
– A czym on powinien się różnić od innych? Robię się coraz starszy i tyle – dodaje ze śmiechem. Ale bliscy i fani nie zamierzali przejść do porządku dziennego nad wyjątkowym świętem wokalisty i już od rana dzwonili do niego z życzeniami. – Pierwszy zatelefonował mój przyjaciel Andrzej. Wiedziałem, że chętnie wpadłby z żoną, ale tym razem z powodu pandemii ograniczył się do zrobienia mi pobudki – wspomina artysta.
Kolejni rozmówcy nie dawali artyście wytchnienia aż do wieczora. Dopiero wtedy mógł na chwilę spokojnie usiąść w fotelu, ale nie dane mu było nacieszyć się ciszą, bo do drzwi zapukał… jego syn Alan. – Przyjechał razem z Magdą i malutkim Michałkiem. No nie mogłem być bardziej zadowolony... Zobaczyłem dzieci i wnuczka! – opowiada wykonawca piosenki „Jesteś szalona”.
Gwiazdor wyściskał gości i pozwolił maluchowi wieść prym w czasie zabawy. – Gdy młody jest u babci i dziadka, rządzi wszystkim. Błyskawicznie zamienia nasz dom w wielki plac zabaw – dodaje ze śmiechem, podkreślając, że był to dla niego idealny koniec tego dnia.
PREZENT OD FANÓW
Ale wśród minionych urodzin były jedne wyjątkowe. Artysta do dzisiaj wspomina je z łezką w oku. – Tak się złożyło, że w swój jubileusz miałem w Sopocie koncert.
Zaśpiewałem i już się żegnałem z publicznością, a tu nagle wyszedł ktoś na scenę. Złożył mi życzenia i wręczył bukiet róż – popłakałem się – wspomina Miller. Cały amfiteatr wstał i zaśpiewał artyście „Sto lat”. – Coś takiego chciałbym jeszcze przeżyć – podkreśla. Być może jego marzenie się spełni i za rok znów zaśpiewają mu fani?