Lider zespołu Boys, Marcin Miller, zmaga się z poważnymi problemami zdrowotnymi. W szczerej rozmowie opowiedział, jak wygląda jego codzienność i dlaczego musiał zrezygnować z ulubionych aktywności.
Niewielu artystów w historii polskiej sceny muzycznej osiągnęło taki rozgłos jak Marcin Miller. Lider zespołu Boys od ponad trzech dekad pozostaje jedną z największych ikon nurtu disco polo, a jego głos i charakterystyczne brzmienie piosenek na stałe zapisały się w świadomości publiczności. Utwory takie jak „Jesteś szalona”, „Wolność” czy „Łobuz” od lat pojawiają się na największych koncertach, festiwalach oraz prywatnych imprezach, a sam Miller niezmiennie uchodzi za jednego z najbardziej rozpoznawalnych wokalistów w branży. Dla fanów jego obecność na scenie stała się symbolem, który przez lata towarzyszył zabawie i wspólnym przeżyciom muzycznym.
Wielokrotnie podkreślano, że kariera Millera nie ogranicza się wyłącznie do sukcesów muzycznych. Wokalista Boys to także osoba, która zawsze stara się być blisko publiczności i niejednokrotnie otwarcie dzieli się swoimi doświadczeniami prywatnymi, a także refleksjami na temat życia. Szczerość, z jaką muzyk wypowiada się w mediach, sprawia, że odbiorcy nie traktują go jedynie jako gwiazdy estrady, ale również jako człowieka mierzącego się z codziennymi wyzwaniami. To właśnie takie podejście sprawiło, że Miller zyskał miano artysty niezwykle autentycznego.
Jednym z aspektów, który w ostatnich latach coraz częściej pojawia się w rozmowach z wokalistą, są kwestie zdrowotne. Z biegiem czasu intensywne życie sceniczne zaczęło dawać o sobie znać, a szczególnie poważnym problemem okazały się kłopoty z kręgosłupem. Już wcześniej artysta informował w mediach społecznościowych, że codzienne funkcjonowanie staje się dla niego coraz trudniejsze. Publikował nagrania ze szpitali, relacjonował wizyty u lekarzy oraz dzielił się z obserwatorami przebiegiem rehabilitacji. Nie ukrywał również, że przepuklina obejmująca trzy kręgi może w przyszłości wymagać operacyjnej interwencji.
Podczas licznych koncertów muzyk stara się zachować energię i charyzmę, z których znany jest od lat. Publiczność często nie zdaje sobie sprawy, że za kulisami Miller zmaga się z bólem, który znacząco ogranicza jego ruchy. Aby złagodzić dolegliwości, regularnie przyjmuje leki przeciwbólowe, a także korzysta ze wsparcia specjalistów. Jak sam mówi, codziennie wykonuje ćwiczenia rozluźniające i wzmacniające mięśnie głębokie kręgosłupa.
W rozmowie przeprowadzonej przy okazji Roztańczonego PGE Narodowego, artysta opowiedział o swojej rutynie:
„Codziennie wykonuję ćwiczenia. Rano wstaję, robię takie 20 minut, rozluźniające, wzmacniające mięśnie głębokie kręgosłupa. Raz w tygodniu chodzę do fizjoterapeuty i raz w miesiącu chodzę do osteopaty w Warszawie”.
Dzięki tym działaniom jego stan uległ poprawie, choć nadal zdarzają się sytuacje, kiedy na scenie nagły ból uniemożliwia swobodne występowanie.
Problemy zdrowotne Millera sięgają znacznie dalej niż tylko ograniczenia związane z koncertami. Wokalista przyznawał, że bywały momenty, gdy nie mógł poruszać się samodzielnie, a nawet proste czynności takie jak położenie nóg na łóżku okazywały się niemożliwe. W jednym z poruszających wspomnień zdradził, że bliski przyjaciel nie mógł uwierzyć w skalę cierpienia, dopóki nie zobaczył go na własne oczy.
„Na łokciach musiałem na przykład iść do łazienki, bo nie mogłem stać. To było najgorzej. Przyjaciel do mnie przyjechał, bo nie wierzył, a ja nie mogłem nóg położyć na kanapę i on mi pomagał. Wyłem z bólu. On się rozpłakał i powiedział, słuchaj Marcin, ja jadę do domu, bo nie mogę na to patrzeć”.
Takie historie pokazują, że nawet najbardziej znani artyści zmagają się z trudnościami, które wymagają nie tylko siły fizycznej, ale i psychicznej odporności.
Choć muzyk zaznacza, że jego kondycja uległa poprawie, musiał pogodzić się z faktem, że nie wszystkie aktywności pozostaną dla niego dostępne.
„Pewne rzeczy się dla mnie skończyły, muszę to zrozumieć. Nie będę biegał szybko, nie zagram w piłkę, nie podniosę takich zrywów. Czasami jest tak, że nawet na scenie, coś chwyci. No i tak z 10 sekund muszę odstać swoje, żeby to wszystko puściło. To takie strzały na kręgosłup”.
Marcin Miller zwraca uwagę, że w porównaniu z innymi jego sytuacja nie jest najgorsza, jednak ból, którego doświadczał, należał do najbardziej dotkliwych momentów w jego życiu. Pomimo tego wciąż znajduje siłę, aby kontynuować działalność sceniczną i pozostawać blisko publiczności, dla której jego obecność jest nieodłącznym elementem koncertów disco polo.