Lubasz zamienił się w stolicę disco polo, gdy Andre zaprezentował swoje największe hity przed wypełnionym amfiteatrem.
W świecie muzyki tanecznej istnieją artyści, którzy potrafią zbudować wyjątkową więź z publicznością już od pierwszych dźwięków. Andre to bez wątpienia jeden z takich wykonawców. Jego muzyczna historia jest pełna determinacji, pasji i konsekwencji w dążeniu do celu. Choć dziś kojarzony jest przede wszystkim z żywiołowymi koncertami i przebojami, które znają tysiące słuchaczy w całej Polsce, droga na szczyt nie była dla niego oczywista ani łatwa. Zanim stanął na scenie, przez wiele lat służył w polskiej marynarce wojennej. To doświadczenie zahartowało jego charakter, nauczyło dyscypliny oraz wytrwałości – cech, które dziś przekłada na swoje występy. Debiut sceniczny nastąpił w 2010 roku i od tamtej pory jego kariera nabrała imponującego tempa.
Od pierwszych utworów szybko stało się jasne, że Andre to artysta, który potrafi połączyć taneczną energię z chwytliwymi melodiami. Takie kompozycje jak „Ale Ale Aleksandra”, „Ta szalona Karolina” czy „Co będzie jutro” na stałe wpisały się do kanonu polskiego disco polo. Nie zabrakło też romantycznych akcentów, jak duet „Żona i mąż” nagrany wspólnie z grupą Chilli. Każdy z tych numerów spotkał się z ogromnym uznaniem publiczności, a w sieci zdobywa milionowe odtworzenia. Największy hit – „Ale Ale Aleksandra” – przekroczył już 100 milionów odsłon, stając się jednym z najbardziej rozpoznawalnych utworów w historii gatunku.
Miniony koncert Andre w lubaskim amfiteatrze udowodnił, że jego popularność wciąż jest ogromna. Miejsce wydarzenia wypełniło się po brzegi, a atmosfera od początku do końca pulsowała energią. Publiczność reagowała entuzjastycznie na każdy utwór, śpiewając wspólnie refreny i tańcząc w rytm największych przebojów. Artysta odwdzięczał się tym samym, utrzymując stały kontakt z widownią, uśmiechając się, żartując i motywując do wspólnej zabawy.
Scena rozświetlona efektami świetlnymi, dynamiczne aranżacje utworów oraz precyzyjnie zaplanowane przejścia między kolejnymi piosenkami sprawiły, że koncert miał niezwykle profesjonalny charakter. Nie zabrakło oczywiście muzycznych niespodzianek – w tym utworów, które publiczność mogła usłyszeć w nieco odmienionych, bardziej tanecznych wersjach.
Jednym z kulminacyjnych momentów koncertu był występ do kultowego utworu „Ale Ale Aleksandra”. Już pierwsze dźwięki tego hitu wywołały falę radości wśród zgromadzonych, a cały amfiteatr śpiewał głośno razem z artystą. To właśnie ten przebój stał się symbolem kariery Andre i przyniósł mu ogólnopolską rozpoznawalność. Piosenka, wydana w pierwszych latach jego działalności, z biegiem czasu stała się nie tylko klubowym i koncertowym pewniakiem, ale też swoistym hymnem imprezowym.
Podczas lubaskiego koncertu było jasne, że choć od premiery minęło już wiele lat, „Ale Ale Aleksandra” wciąż potrafi porwać tłumy. Andre wykonał ten utwór z taką samą energią jak na początku swojej kariery, pokazując, że prawdziwy przebój nie traci na świeżości, jeśli jest wykonywany z pasją.
Wraz z kolejnymi piosenkami napięcie rosło, a publiczność bawiła się coraz intensywniej. Andre nie zwalniał tempa, prezentując zarówno swoje największe hity, jak i mniej znane utwory, które jednak szybko podchwytywano. Finał koncertu był prawdziwą eksplozją radości – scena rozbłysła światłem, a z głośników popłynęły ostatnie tego wieczoru dźwięki, które na długo pozostaną w pamięci uczestników.
Koncert w Lubaszu udowodnił, że Andre to nie tylko wokalista, ale przede wszystkim showman, który wie, jak zbudować atmosferę i utrzymać uwagę widowni od pierwszej do ostatniej minuty. To właśnie ta umiejętność sprawia, że jego występy wciąż cieszą się tak dużym zainteresowaniem, a kolejne wydarzenia z jego udziałem przyciągają tłumy spragnione tanecznej energii.