Lider zespołu After Party może sobie pozwolić na dużo więcej, ale też wiele ofiarować.
To zawsze moja wina jest, moja wina jest – śpiewa w swoim największym przeboju Patryk Pegza. I okazuje się, że przed świętami te słowa w jego domu w Świbie nabierają wyjątkowego znaczenia. – U nas praktycznie wszystko szykuje moja żona i mama. Ja z boku obserwuję, bo w kuchni mógłbym jedynie coś zepsuć – żartuje w rozmowie z nami gwiazdor After Party. Mimo to dał się namówić ukochanej Justynie i dzieciom – Kacprowi i Kai – na lukrowanie pierników.
Dobrze pamięta czasy, gdy jako mały chłopiec spędzał święta skromne. – Gdy dostałem banana, to jadłem go przez kilka dni po małym kawałeczku, bo taki to był rarytas – wyjaśnia Patryk, który dziś może sobie pozwolić na dużo więcej, ale też wiele ofiarować. – Co roku wydaję na prezenty dla chorych dzieci 100 tys. złotych. W tym roku też odwiedzę 4 szpitale i 5 domów dziecka – dodaje. A sam... niczego nie chce od Mikołaja. – Najlepszy prezent – rodzinę, która szanuje moją pasję i bez której nic bym nie osiągnął, już dostałem – zdradza Patryk Pegza.