Problemy zdrowotne zmieniły życie lidera Boys. Marcin Miller mówi wprost, ile kosztuje go codzienna rehabilitacja i jak wygląda jego dzień.
Choć scena disco polo przyzwyczaiła nas do obrazów pełnych energii występów, dynamicznych choreografii i niekończącej się radości płynącej z kontaktu z publicznością, życie artystów nie zawsze wygląda tak kolorowo, jak mogłoby się wydawać. Niekiedy za uśmiechem na scenie kryje się codzienna walka, której fani nie widzą z pierwszego rzędu koncertowego. Właśnie z taką rzeczywistością przyszło zmierzyć się jednemu z najważniejszych twórców w historii disco polo.
Marcin Miller, lider zespołu Boys, zmaga się z poważnymi problemami zdrowotnymi, które znacząco wpłynęły na jego życie prywatne i zawodowe. Artysta od lat cieszy się statusem jednej z najbardziej rozpoznawalnych postaci sceny disco polo, jednak jego codzienność daleka jest dziś od beztroski.
Problemy z przepukliną trzech kręgów kręgosłupa wymusiły na muzyku poważne zmiany w trybie życia. Choć wciąż koncertuje, niemal każdy dzień zaczyna od ćwiczeń rehabilitacyjnych. – Mam rehabilitację prawie codziennie – podkreśla w rozmowie z „Faktem” Marcin Miller. Ze względu na długie kolejki w ramach publicznej opieki zdrowotnej, zdecydował się na leczenie prywatne. Koszty? Znaczne. – Za jeden seans płacę 150-250 zł – przyznaje szczerze.
Zmiany zdrowotne wymusiły również korekty w zachowaniu na scenie. Marcin Miller słynie z pełnych energii występów, jednak dziś musi z nich rezygnować. – Niektórych rzeczy nie mogę już robić – mówi otwarcie. Skakanie, dynamiczne tańce czy intensywny ruch sceniczny to już przeszłość. – To jest wstrząs i boję się o swój kręgosłup – dodaje z goryczą.
Mimo ograniczeń, muzyk nie rezygnuje z występów. To nie tylko zawód, ale przede wszystkim pasja i sens życia. Zamiast skoków i choreografii, dziś stawia na obecność, śpiew i emocjonalny kontakt z publicznością. Zmiany dotyczą także życia prywatnego – często musi odmawiać udziału w imprezach czy rekreacyjnych spotkaniach, gdyż jego organizm nie jest już w stanie podołać wysiłkowi.
Codzienność Marcina Millera to nie tylko koncerty i kontakt z fanami, ale także intensywny plan rehabilitacyjny. W tygodniu odbywa nawet cztery sesje terapeutyczne. Do tego dochodzi osobisty trener, masażysta oraz dokładny plan ćwiczeń do wykonania w domu. Choć – jak sam przyznaje – niektóre zabiegi są wyjątkowo bolesne, artysta nie zrezygnował z walki. – To są ćwiczenia, które muszą iść swoim rytmem – tłumaczy, dodając, że czasem wręcz krzyczy z bólu, gdy masażysta pracuje nad jego ciałem.
Dla Millera poranne ćwiczenia stały się rytuałem. – Wbiłem to sobie do głowy – codziennie rano ćwiczę – mówi z przekonaniem. To właśnie taka determinacja pozwala mu funkcjonować i wciąż być obecnym w świecie muzyki disco polo. Mimo przeszkód, Marcin Miller nie załamuje się. Jego walka to inspiracja dla wielu osób, które zmagają się z podobnymi problemami zdrowotnymi.
W czasach, gdy życie sceniczne często przedstawiane jest jako bajka bez skazy, szczerość Marcina Millera przypomina, że za sukcesem kryje się także ogromne poświęcenie i trud. Choć dziś muzyk musi płacić wysoką cenę za zdrowie, nie zamierza rezygnować ze swojej największej pasji – muzyki.