Pytałem dzieci, które z nich chciałoby go odziedziczyć, ale Damian, Nikola i Sebastian uznali, że to powinna być moja decyzja. No i jestem w kropce
Ten zegarek jest w ich rodzinie od kilkudziesięciu lat. – Dziadek Stanisław Moczydłowski otrzymał go w 1940 r. Dekadę później zaczęła go nosić moja mama. Z czasem uznała, że jest dla niej zbyt duży i ofiarowała go mężowi – mojemu tacie.
Ten nosił go, aż wysłużony mechanizm odmówił posłuszeństwa – wyjaśnia w rozmowie z „Na żywo” Sławomir Świerzyński. Lider grupy Bayer Full postanowił, że tak cenna rodzinna pamiątka nie może leżeć nieużywana w szufladzie i zaniósł zegarek do zegarmistrza. – Trudno było znaleźć fachowca, który podjąłby się zrekonstruowania precyzyjnej maszynerii czasomierza – opowiada artysta. W końcu tego zadania podjął się przyjaciel artysty.
Przy czym zaznaczył, że naprawa potrwa i będzie kosztowna, gdyż niezbędne jest sprowadzenie oryginalnych, szwajcarskich części. – Po roku odebrałem moje cudo, płacąc 1200 zł za przywrócenie go do formy – wyjaśnia gwiazdor. Od tamtej pory się z nim nie rozstaje. Już teraz zastanawia się, komu zostawić w spadku ten rodowy skarb? – Pytałem dzieci, które z nich chciałoby go odziedziczyć, ale Damian, Nikola i Sebastian uznali, że to powinna być moja decyzja. No i jestem w kropce. Może przekażę go jednemu z wnucząt? – rozważa.
Ale do końca swoich dni nie zamierza się z nim rozstawać. Jedyny kłopot, że piosenkarz często zapomina go nakręcać i wtedy mechanizm staje w miejscu… ale nie chcę innego – podsumowuje Świerzyński.
Źródło - Nasze Melodie - Na żywo