Daniel Martyniuk w mocnym wywiadzie ujawnia kulisy pobytu w areszcie. 28 dni, które wstrząsnęły jego życiem.
Choć nazwisko Martyniuk od lat kojarzy się z królem disco polo, tym razem nie chodzi o muzykę, a o sprawy, które z przebojami nie mają nic wspólnego. Media wielokrotnie rozpisywały się o wybrykach Daniela Martyniuka, jedynego syna Zenona Martyniuka, lidera zespołu Akcent. Teraz sam zainteresowany zabrał głos. I nie owija w bawełnę.
Daniel pojawił się w podcaście u Żurnalisty, gdzie bez cenzury opowiedział o jednym z najmroczniejszych okresów swojego życia. To, co usłyszeli słuchacze, rzuca zupełnie nowe światło na medialne doniesienia. Mowa o areszcie, złamanej kwarantannie i podejrzeniu o wpływanie na świadków. Jak naprawdę wyglądała ta historia?
W rozmowie z Żurnalistą Daniel Martyniuk bez wahania przyznał, że jego życie zaczęło się sypać, gdy odsunął się od pracy i codzienności. – "Gdy zrezygnowałem ze statków, wszystko zaczęło się sypać. Zacząłem żyć na koszt ojca, skupiając się tylko na zabawie. To był błąd" – wyznał szczerze. Wcześniej studiował na Akademii Morskiej w Gdyni, a potem związał się zawodowo z żeglugą. Jednak ten etap zakończył się szybciej, niż się zaczął.
Brak celu, rozrywki, nieodpowiednie towarzystwo i… kolejne kłopoty. Daniel miał już wcześniej problemy z prawem – w 2018 roku został zatrzymany za prowadzenie pojazdu pod wpływem środków odurzających, przez co stracił prawo jazdy. To był dopiero początek serii afer, w tym słynnego incydentu w hotelu Belvedere w Zakopanem.
W 2020 roku sprawy przybrały jeszcze poważniejszy obrót. Daniel został zatrzymany i trafił do aresztu, gdzie spędził dokładnie 28 dni. – "To nie było tak, jak pisały media. Trafiłem do aresztu, bo złamałem kwarantannę i podejrzewano mnie o możliwość wpływania na zeznania świadków ze stacji benzynowej w Wasilkowie" – tłumaczył.
W relacji Daniela pojawia się wiele gorzkich słów. Nie ukrywa, że pobyt za kratami był dla niego traumatycznym przeżyciem. – "To nie było fajne. Na początku nie miałem papierosów przez tydzień, co było ciężkie. (...) Jedzenie było niedobre" – mówił. Ale najgorsze dopiero miało nadejść.
Z relacji wynika, że przez pierwsze dni przebywał w izolacji, a potem został przeniesiony do innej celi. Jak sam podkreślił – było tam brudno, śmierdziało, a jego psychika nie wytrzymywała. – "Byłem załamany. Najpierw siedziałem sam, potem przenieśli mnie do innej celi, która była brudna i straszna" – wyznał bez ogródek.
To słowa, które jasno pokazują, że celebrycki status nie chroni przed konsekwencjami. Nawet jeśli jest się synem najpopularniejszego wokalisty disco polo w kraju.
Mimo że w mediach temat pojawiał się wielokrotnie, Zenon Martyniuk rzadko komentował problemy syna. O ich relacji mówiło się dużo – częściej w kontekście napięć niż bliskości. Sam Daniel nie ukrywa, że zawiódł rodzinę, ale jednocześnie sugeruje, że próbuje stanąć na nogi.
Wciąż jednak to jego przeszłość przyciąga najwięcej uwagi. Szczera rozmowa u Żurnalisty nie jest próbą wybielania się – to brutalna opowieść o upadku, samotności i konfrontacji z samym sobą. To także przestroga – nie tylko dla tych, którzy żyją na świeczniku.
Daniel Martyniuk, choć nosi znane nazwisko, dziś nie ukrywa swoich błędów. I być może to pierwszy krok, by w końcu zmienić coś na lepsze.