Byli zbyt młodzi, by zrozumieć, ile udało się im osiągnąć. Bezpowrotnie zaprzepaścili swoją szansę.
Superprzebój „Coco Jambo” z 1996 r. przyniósł niemieckiej grupie Mr. President światową popularność. W rozgłośniach muzycznych i w dyskotekach stale rozbrzmiewał utwór, który potrafiły zaśpiewać nawet małe dzieci. Mimo starań zespołowi nigdy nie udało się powtórzyć sukcesu. Co się do tego przyczyniło?
To był początek złej passy
Niespodziewana sława sprawiła młodym artystom wiele kłopotów. Nie potrafili jej unieść. Nagle znaleźli się na świeczniku, a marzyli o zachowaniu prywatności, chcieli, jak ich rówieśnicy, kochać i być kochani bez błysków fleszy. To właśnie wieczna presja zabiła uczucie łączące wokalistkę Judith Hildebrandt (T-Seven) i twórcę Mr. President, Kaia Matthiesena. Ich związek rozpadł się z wielkim hukiem, a wraz z rozstaniem zaczęła się zła passa zespołu. Zapowiedzią tego była niezdrowa atmosfera, gdy kolejna płyta, muzyczna kontynuacja przebojowego „Coco Jambo”, sprzedała się mocno poniżej oczekiwań. Od tego czasu docinkom i wzajemnym oskarżeniom nie było końca. Kłótnie stały się codziennością. – W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że nie pasuję do zespołu. Postanowiłam, że lepiej dla mnie będzie, jeśli odejdę. Po ostatnim występie przepłakałyśmy z Lady Danii kilka godzin w garderobie – wspomina T-Seven. Wprawdzie Mr. President działał dalej, gorliwie szukając następczyni wokalistki, ale każda zmiana okazywała się nietrwała i co gorsze, nie przynosiła sukcesów na rynku muzycznym. To spowodowało, że w 2008 r. zespół zawiesił działalność. Jak potoczyły się losy artystów? T-Seven wyszła za mąż, ale nie ma dzieci.
Artystka założyła zespół rockowy, później zaczęła pracować jako prezenterka w lokalnej rozgłośni w Bremie. Przyjaciółka wokalistki, Lady Danii, jest samotną rozwódką. Jej kilkuletnie małżeństwo ze znanym bokserem Markusem Beyrem było pożywką dla prasy. Plotkowano, że stała się ofiarą przemocy domowej, a mąż nie chce dać jej rozwodu i grozi odebraniem dzieci. Dziś piosenkarka żyje w Koblencji i jest właścicielką klubu muzycznego. Lazy Dee również związany jest z muzyką – prowadzi w Hanowerze studio nagraniowe. Żadne z nich nie chce wypowiadać się na temat przeszłości. Tylko Kai wyznaje z żalem: „Mr. President był najwspanialszym okresem w moim życiu. Błyskawiczny sukces namieszał nam w głowach. Nie potrafiliśmy tego docenić. No cóż, młodość ma swoje prawa”.
Materiał pochodzi z dodatku do gazety - Na żywo - "Nasze Melodie"